Gotuj z Szymonem – recenzja „Holyfood” i konkurs Jak oszczędzić 100 zł. w tydzień?


Zamień wady na zalety


06 listopada 2014, 21:30 | 5 komentarzy | 11 215

To nieprawda, że ktoś kto ma gorszą ofertę i jest w stanie mniej zaproponować nie ma szansy w walce z konkurencją. Czasami walka Dawida z Goliatem może skończyć się zwycięstwem tego pierwszego. Wszystko zależy od podejścia i umiejętności zamiany wad w zalety.

Ahu ahu i do piachu

Ci którzy mnie lepiej znają wiedzą że nie mam szczęścia do zegarków. Pierwszy zegarek zakopałem w piaskownicy i – wstyd się przyznać – nie wiedziałem gdzie. Szukałem go długie godziny jednak nie udało się go odnaleźć. Przepadł. Od tej pory ciąży na mnie zegarkowe fatum. Każdy kolejny czasomierz wytrzymywał ze mną maksymalnie pół roku. Po tym czasie albo mechanizm przestawał być dokładny i nie mierzył czasu jak należy albo gubiłem go w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Miałem nawet zegarek z kalkulatorem. Bardzo go lubiłem ale elektroniczne psuły się równie często jak mechaniczne.

Jako nastolatek postanowiłem, że nie będę nosił zegarka. Wmówiłem sobie, że szczęśliwi czasu nie liczą. Fatum stwierdziło, że nie ma czego u mnie szukać i mnie opuściło. Zegarek od żony noszę już kolejny rok i nie planuję żadnej zmiany. Klasyczny Casio dobrze leży na nadgarstku i co najważniejsze, spełnia swoją funkcję – odlicza kolejne minuty.

Dobry argument sprawił, że brak zegarka nie doskwierał praktycznie wcale, a warto dodać że to nie był czas kiedy standardem była komórka w kieszeni. Po co to piszę? Zależy mi na pokazaniu, że sensowne hasło reklamowe lub spojrzenie z nieco innej strony na problem pozwoli odczarować krępujący brak czegoś co jest uznawane za standard.

Surfing nad Bałtykiem? Sorry, nie mamy takiego routera.

Jeszcze bardziej oczywisty przykład: nadmorski pensjonat nie ma Wi-Fi. Potencjalni goście pewnie czasem dzwonią i pytają o możliwość swobodnego serfowania po internecie. Ściemniać nie wypada, więc trzeba otwarcie powiedzieć: „nie mamy”. Można jednak podejść do tematu od innej strony i w momencie kiedy ktoś zapyta odpowiedzieć: „Proszę Pana, u nas są tak dobre warunki wypoczynku, że internet bezprzewodowy jest niepotrzebny. Sam Pan się przekona, blisko plaża, cisza, spokój. Daję słowo, że nie będzie Pan nawet odczuwał potrzeby sprawdzania co się dzieje w kraju i na świecie. Tu można naprawdę odpocząć od szumu informacyjnego serwowanego przez serwisy informacyjne.”

Czy ktoś to kupi to już inna sprawa jednak taka kokieteria ze strony właściciela pensjonatu jest bardzo pozytywnie odbierana – oczywiście pod warunkiem, że zabrzmi autentycznie.

Phawie się udało dhodzy wahszawiacy

Prawdomówność i zaufanie jest bardzo dużą zaletą w momencie próby przekucia wady na zaletę. Kiedy jej brakuje to nawet najbardziej zmyślny argument przekona tylko niektórych, a dla pozostałych będzie okazją do kolejnej szydery.

„Nawet gdyby wszyscy mówili mi, że ze względów politycznych powinnam uruchomić metro przed wyborami, nie zrobię tego, bo najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo warszawiaków” – kilka dni temu powiedziała „Stołecznej” prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy przede wszystkim, prawda? Przyznasz, że to dobry scenariusz tłumaczący opóźnienie otwarcia drugiej nitki metra. Cenimy bezpieczeństwo i pewnie złapalibyśmy haczyk, gdyby tłumaczyłby się ktoś inny i nie dotyczyłoby to metra, którego budowa i tak przedłużyła się o ponad rok. Ponieważ jednak wiemy czego się spodziewać po Pani Phezydent, dlatego warszawiacy wsadzają opowiastki o bezpieczeństwie między bajki. Chodziło o jak najbardziej zręczne wytłumaczenie nieuniknionego opóźnienia.

Good things come to those who wait

Piwo Guiness smakuje najlepiej jeśli nalewamy pintę przez równo sto dziewiętnaście i pół sekundy. Oczywiście gdyby podano tą informację tylko jako instrukcję dla barmanów to najprawdopodobniej wszyscy by puścili ją mimo uszu. Specjaliści od marketingu postanowili wykorzystać tę informację tworząc wokół niej kampanię reklamową. W ten sposób powstało hasło: Na to, co dobre, warto czekać – „Good things come to those who wait”. Slogan wszedł wkrótce do języka potocznego i stał się charakterystycznym hasłem kojarzonym z Guinessem. Słabość zamieniono na mocną, wyróżniającą się zaletę. Jeśli chcesz poznać całą historię to zajrzyj na jeszczejedenblog.pl gdzie znalazłem informację o Guinessie.

A na moim podwórku jak to działa?

Jak dobrze wiesz jestem projektantem stron internetowych. Nie zajmuję się grafiką do druku, projektuję dla sieci. Wynika to z wielu czynników i choć przygotowałem nie jeden plakat, a nawet kiedyś zdarzyło mi się zaprojektować roll-up to nie czuję się w tej dziedzinie tak mocny, jak w projektowaniu witryn internetowych. Mógłbym mówić zwyczajnie że się tym nie zajmuję ale to brzmi nijako. Czy nie sądzisz, że lepiej zabrzmiałoby: „Jestem specjalistą w projektowaniu na potrzeby sieci. Gdybym nim nie był znałbym się na wszystkim i jednocześnie na niczym. Z racji mojej specjalizacji, mogę być w tej wąskiej dziedzinie specjalistą.”

W jakich jeszcze sytuacjach można zamienić wadę na zaletę? Piszcie w komentarzach!

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: