Nudzi Cię Facebook? Czas na dwa radykalne kroki. Wartościowe materiały są w cenie


Wyrażaj w sieci opinię. Nawet jeśli będzie Cię to kosztować.


12 lutego 2016, 23:15 | 27 komentarzy | 26 991

Oddałem laptopa do serwisu. Poleżał kilka dni po czym otrzymałem przez telefon informację o możliwości odbioru sprzętu. Z perspektywy czasu widzę że to był najdroższy hotel dla mojej elektroniki jaki mogłem jej zafundować. Odbierałem Asusa kryjąc irytację, bo nie lubię się uzewnętrzniać. Po przygodzie z serwisem postanowiłem zostawić negatywny komentarz w Google Maps czyli w miejscu, z którego do nich trafiłem. Tamta opinia trochę mnie kosztowała.

Chciałbym Wam opowiedzieć o sytuacji jaka mnie spotkała. Tylko żeby była jasność, nie chodzi tu ani o mnie, ani o firmę, o której będę pisał. Było minęło, nie mam im za złe tego, co zrobili. Na pewno moja noga tam więcej nie postanie ale nie dlatego że się focham. Was chciałbym jedynie uczulić jak niektóre firmy mogą postępować i zachęcić do tego, aby bez względu na sposób w jaki ktoś dba o swój wizerunek w sieci wykazywać się zawsze profesjonalizmem.

Od początku

To już tradycja, że na przełomie grudnia/stycznia wylewam płyn na klawiaturę. W 2014 to był płyn do robienia baniek mydlanych, a w grudniu 2015 r. sok. Klawiatura działała aczkolwiek kleiła się tak, że nie dało się na niej pracować. Ponieważ terminy w pracy nie pozwalały na tydzień urlopu, dlatego zacząłem szukać serwisu, który ogarnie możliwie szybko temat.

Natrafiam na firmę X w Mapach Google. Jak nie trudno się domyślić przyjąłem za najważniejsze kryterium lokalizację. Zależało mi na tym, aby temat ogarnęli specjaliści, nie wiedziałem czy ciecz nie dostała się do środka i nie uszkodziła dysku, płyty głównej czy jeszcze czegoś. Na miejscu zostałem poinformowany, że w razie niezdecydowania się na naprawę będę musiał zapłacić 140 zł. Ile będzie kosztować naprawa? Nie wiadomo, okaże się po rozkręceniu komputera i sprawdzeniu go.

Elektrohotel

Kilka dni później dzwoni telefon. Komputer jest sprawdzony, nic się nie dostało do środka. Na moje szczęście wszystko zatrzymała klawiatura. Mogę podjąć decyzję o zabraniu sprzętu albo mogę poczekać na sprowadzenie części (używanej klawiatury wraz z górnym panelem). Przyjeżdżam jeszcze tego samego dnia. Dowiaduję się, że używana klawiatura będzie kosztować 410 zł. + założenie. Trochę drogo, ale w porządku. Nie miałem porównania, więc nawet nie drgnąłem powieką. Mogłem zostawić na kolejne kilka dni sprzęt albo go odebrać, zapłacić 140 zł., za jakiś czas wrócić i zostać potraktowanym ulgowo ze względu na pozostawione w serwisie pieniądze. Wybrałem drugą opcję.

Kiedy w swobodnej rozmowie wspomniałem serwisantowi, że zamierzam spróbować rozebrać sprzęt i przeczyścić plastikowe zaczepy spirytusem, dowiedziałem się że lepiej tego nie robić, bo to nic najprawdopodobniej nie da (tu pełna zgoda, spróbowałem i przez dzień było lepiej, a potem wszystko wróciło do stanu po zalaniu). Poza tym, jak mnie poinformowano, trochę soku dostało się na dysk, więc lepiej będzie jak nie będę sprzętu sam naprawiał. Tu zapaliła mi się pierwsza czerwona lampka. Jak to na dysk, skoro przed 2 godzinami zostałem poinformowany, że NIC się nie dostało do środka i całość się zatrzymała na klawiaturze (a dokładniej na folii pod, mniejsza o szczegóły). Druga czerwona lampka zaświeciła się, ba – zaczęła intensywnie migać – w momencie kiedy dowiedziałem się że i tak niektóre klawisze nie działają. Nie działają?! Przecież oddawałem sprzęt w pełni sprawny, każdy klawisz sprawdzałem i wszystkie działały. Zacinały się, powoli odciskały, ale komunikacja przy pomocy klawiatury przebiegała bez żadnych problemów. Tego było za dużo. Postanowiliśmy odpalić kompa na miejscu. Wszystkie klawisze działały. Spojrzałem z niezrozumieniem na serwisanta, zapakowałem sprzęt i odszedłem zniesmaczony całą sytuacją. Miałem tego dnia wrażenie że ewidentnie natrafiłem na kogoś, kto chce klienta zniechęcić do samodzielnych działań i zależy mu tylko na tym, aby klienta naciągnąć na jeszcze więcej kasy.

Odwet

Pamiętasz jak kiedyś zachęcałem Cię do pisania opinii po powrocie z urlopu? Podobne zdanie mam na temat usług. Dobre i złe opinie powinny być codziennością w sieci, czymś tak naturalnym jak „do widzenia” na pożegnanie. Znacznie ułatwiłoby to wybór najlepszej firmy i utrudniłoby działalność naciągaczom. Ponieważ moja opinia o firmie X była daleka od zadowolenia, dlatego napisałem opinię na Mapach Google.

Komentarz nie był w żadnym stopniu złośliwy czy obraźliwy. Dałem jedną gwiazdkę na pięć i napisałem, że firma pobiera opłatę 140 zł. kiedy podejmie się decyzje o nie naprawieniu sprzętu (bez względu na stopień złożoności diagnozy). Napisałem też o sprzecznych informacjach jakie otrzymałem. Zaznaczyłem na końcu, że nie polecam ich usług.

O sprawie zapomniałem na dobry miesiąc – do ostatniego poniedziałku. Okazało się, że moja firma otrzymała negatywną opinię. Napisał ją człowiek, który nie był moim klientem. Po sprawdzeniu okazało się, że autorem jest pracownik firmy X. Uświadomiłem sobie, że dostałem negatywny komentarz w ramach odwetu za moją opinię. Zdałem sobie sprawę jakie to jest słabe – krytykować biznes swoich klientów dlatego, że napisali prawdziwy komentarz o jakości obsługi. Jasne, że mój komentarz nie był im na rękę ale zawsze mi się wydawało, że inaczej wygląda radzenie sobie z sytuacjami kryzysowymi w sieci. Okazało się, że niektóre jednostki z sektora MŚP nie zawsze sobie radzą z tego typu nietypowymi sytuacjami.

Co w tej sytuacji zrobić?

Instynktownie wiedziałem co w tej sytuacji zrobić, ale patrząc na całą sprawę z dystansem widziałem oczami wyobraźni dwie drogi rozwiązania sporu:

  1. Zasypać firmę X negatywnymi opiniami w sieci czyli zrealizować samosąd.
  2. Sprostować komentarz wystawiony na profilu mojej firmy (napisać prawdę) i zadbać o pozytywny wizerunek w sieci.

Zawsze uważałem, że warto w takich sytuacjach zachowywać się do końca fair, a emocje zostawić obok. Dlatego właśnie odrzuciłem pierwszy scenariusz i zacząłem od sprostowania. Wyjaśniłem zasady funkcjonujące w mojej firmie (o których opiniujący nie mógł wiedzieć, bo przecież z moich usług nie korzystał), a także odniosłem się do moich obaw czy aby ten komentarz nie jest odwetem za negatywną opinię wystawioną przeze mnie pod adresem firmy X. Następnie poprosiłem kontrahentów i zaprzyjaźnione firmy o wyrażenie szczerych opinii na temat mojej firmy w sieci.

Być w porządku

Ta cała sytuacja nauczyła mnie kilku rzeczy. Po pierwsze tego aby bez względu na wszystko pisać prawdę. Zarówno o sobie jak i o innych. Gorzka prawda może ostrzec kogoś przed wątpliwej jakości usługami, a „słodka” może zachęcić do współpracy. Opinie w sieci pomagają zorientować się czy osoba do której trafimy jest profesjonalistą. Po drugie – dzięki tej sytuacji upewniłem się, że na moich klientów mogę zawsze liczyć. Tylu pozytywnych słów na temat mojej działalności dawno nie przeczytałem. Cieszę się że to, czym na co dzień się zajmuje, jest oceniane jako wartościowe. Bardzo Wam dziękuję za docenienie. Róbmy w dalszym ciągu wartościowe projekty. Działajmy tak, aby to co wychodzi spod naszych klawiatur było najwyższej jakości. I przy okazji miejmy z naszej pracy dużo frajdy.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: