Multiwysyłka – wysyłka jednego zamówienia w wiele lokalizacji Czy warto powierzyć odkurzanie i mycie podłóg robotom?


Designated Survivor czyli House of Cards z drugiej strony lustra


18 stycznia 2017, 22:53 | 7 komentarzy | 42 620

W USA w wyniku zamachu terrorystycznego giną kongresmeni, senatorowie, sędziowie Sądu Najwyższego, wiceprezydent i prezydent USA. Spierające się od dziesiątków lat frakcje Republikanów i Demokratów w jednej chwili przestają istnieć, panuje chaos, naród pogrążony jest w żałobie. Kapitol po wybuchu zamienia się w gruzowisko. W tej sytuacji najważniejszym człowiekiem na świecie zostaje członek amerykańskiego gabinetu (tytułowy „wyznaczony do przeżycia”), który nie uczestniczył w momencie zamachu w spotkaniu Prezydenta i połączonej izby Kongresu.

Trudny start

Odchodzący z urzędu sekretarz ds. urbanistyki Tom Kirkman zostaje postawiony w sytuacji, z której nie ma odwrotu. Kolejne godziny płyną błyskawicznie. W chwilę po zamachu zostaje zaprzysiężony wobec kilku świadków na Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Kirkman musi zmierzyć się z kryzysową sytuacją w USA, podjąć mądre decyzje – momentami sprzeczne z głosem doradców, a przede wszystkim wzbudzić zaufanie opinii publicznej, która potrzebuje w tych wyjątkowych chwilach wsparcia Głowy Państwa.

Domek z kart oglądany od tyłu

Polacy pokochali House of Cards, dlatego oglądając Designated Survivor poczułem się zobowiązany do porównania obu seriali. Charakterystyczne w serialu opowiadającym o Franku i Claire Underwoodach jest podejście do polityki. Przesłanie jest jednoznaczne – krajem rządzą bezwzględni ludzie, którzy nie cofną się przed niczym. W Kongresie zasiadają biznesmeni, którzy wykorzystują swoje stanowisko aby coś ugrać. Interesy załatwiane są pod stołem i praktycznie nikt nie liczy się z dobrej wspólnym obywateli. Co więcej – cwaniactwo i buta ogarnęły władzę nie tylko w USA. Prezydenci innych krajów zachowują się podobnie uzurpując sobie władzę absolutną.

Ponura wizja jaką roztacza House of Cards różni się zdecydowanie od scenariusza przedstawionego w Designated Survivor. Tu mamy do czynienia z szlachetnym politykiem, któremu zależy na uczciwej prezydenturze. Przyzwyczajony do kłótni Franka i Claire spodziewałem się w filmie wątku trudnej relacji rodzinnej i tu też zostałem mile zaskoczony. Żona nie robi wyrzutów Kirkmanowi, ale rozumie go i wspiera w podejmowanych decyzjach. Grają w jednej drużynie, gdzie motorem działania nie jest żądza władzy ale chęć służby na rzecz swojego kraju. To dość niecodzienne podejście ale bardzo się cieszę, że w political fiction można natrafić na pozytywne wzorce polityków. Jasne, że uczciwy polityk to gatunek na wymarciu ale nie znaczy to, że się tacy nie zdarzają.

Dobro nie musi być nudne

Czy skoro głównym bohaterem jest szlachetny polityk, który usiłuje rządzić w sposób sprawiedliwy to serial będzie nudny jak flaki z olejem? Nic bardziej mylnego! Kirkman musi się nieźle nagimnastykować aby powstrzymać pełzający protest skierowany przeciwko niemu. Czasami podejmuje trudną decyzję aby być wierny swoim przekonaniom, innym razem sprzeciwić się prezydenckiej ochronie aby być bliżej ludzi albo powiedzieć niewygodną prawdę o sobie samym aby uciąć spekulacje i wyjść z twarzą z całej sytuacji. Jeśli dodamy do tego niestabilną sytuację w kraju oraz ludzi, którzy czyhają na jego życie – otrzymamy mieszankę świetnej rozrywki, którą warto sobie zafundować.

Designated Survivor obejrzałem niemalże „na raz”. Wciągająca fabuła, dobra gra aktorska Kiefera Sutherlanda – to wszystko sprawiło, że ciężko się od serialu oderwać. Dodatkowo nawiązania do ataku terrorystycznego na WTC uwiarygodniają opowiadaną historię. Na ten moment możesz zobaczyć pierwsze 10 odcinków, kolejny pojawi się po przerwie zimowej czyli 8 marca. Proponuję żebyś rozpoczął oglądanie Designated Survivor pod koniec lutego, tak aby za długo nie czekać na kolejny odcinek. Tym bardziej, że dziesiąty skończył się tak, że skręca mnie z ciekawości, kiedy tylko zacznę się zastanawiać jaki może być ciąg dalszy.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: